Trwa delikatna na razie odsłona kolejnej konfrontacji dotyczącej przywództwa na lewicy. Wycofał się, co widać, jeden z głównych pretendentów – Aleksander Kwaśniewski. Na placu boju pozostali: główny rozgrywający Leszek Miller oraz Janusz Palikot. Ale to nie Palikot, a Miller wyznacza już dziś drogi, którymi będzie w najbliższym czasie stąpać cała formacja. Ostatnie zaproszenie ugrupowań lewicowych sformułowane przez SLD do koalicji na wybory samorządowe przywołuje wcześniejsze doświadczenia i obrazy drogi lewicy do władzy w ostatnim ćwierćwieczu. Są one bogate w sukcesy i porażki, spełnione marzenia i zawiedzione nadzieje.
Lewicowe doświadczenia są w tym względzie bardzo ciekawe. Dotyczą zarówno walki o miejsce na scenie politycznej, walki wyborczej jak i procesu realnej odpowiedzialności za państwo w ramach zdobytej i sprawowanej władzy. Lewica w ciągu 25 lat miała przez dwie kadencje swojego prezydenta (Aleksander Kwaśniewski), 4 premierów (Marek Belka, Włodzimierz Cimoszewicz, Leszek Miller, Józef Oleksy), kilku marszałków Sejmu i Senatu. Statystyka ta dotyczy też trudnej dziś do przeliczenia ilości posłów i senatorów, działaczy samorządowych różnych szczebli, w tym prezydentów największych metropolii. Aktualny stan czynnych samorządowców lewicy przekracza 5 tys. osób.
Wartą odnotowania prawidłowością towarzyszącą sukcesom wyborczym lewicy była jej jedność i porozumienie w okresach przedwyborczych. Drugim ważnym elementem –przystawalność głoszonych programów i haseł wyborczych do nastrojów społecznych. Trzecim – stan państwa. Trudno to pisać, ale im było gorzej w państwie i w nastrojach społecznych, tym dla lewicy lepiej. Każde wybory odbywające się w opisanych wyżej warunkach dawały lewicy mniejszy lub większy sukces. Podnosiła się bowiem wiara Polaków w siłę sprawczą lewicy i zgodność jej postępowania z deklaracjami dotyczącymi naprawy państwa. Szczególny egzamin zasypując tzw. dziurę Bauca zdał tutaj Leszek Miller, premier w okresie 2001-2004, który pomimo trudności wewnętrznych i konfliktów we własnym obozie politycznym, doprowadził do unormowania sytuacji finansowej państwa. Czarna propaganda prawicy zatarła te fakty prawie kompletnie w społecznej pamięci. Warto jednak i na samej lewicy wracać do tych i innych doświadczeń, aby bardziej obiektywnie i w sposób zorganizowany podchodzić do mechanizmów polskiej demokracji i do każdych następnych wyborów.
Polskie społeczeństwo po 25 latach neoliberalnej transformacji, gdy jego część żyje poniżej minimum socjalnego, z natury rzeczy optuje za sprawiedliwością społeczną, która choćby teoretycznie daje możliwość na wyrównanie szans i godne życie. Problem polega na tym, że dzisiejsza polska lewica w znaczącym stopniu odbiega od zapotrzebowania społecznego, głosi dość nieśmiało swoje hasła, po części dalekie od rzeczywistych potrzeb, a co najważniejsze, będąc długo na jałowym biegu, utraciła wiele ze swojej dynamiki i możliwości, aby kierunkować państwo w zgodzie choćby z zapisami Konstytucji mówiącej wprost o sprawiedliwości społecznej i społecznej gospodarce rynkowej. Lewica przynajmniej w części nie wyzbyła się też do dziś przywiązania do wiary w sprawczą rolę rynków i ich dominację nad interesami państwa. Dotyczy to również braku wiary w rolę mechanizmów demokratycznych opartych o rzeczywistą rolę obywateli żyjących s społeczeństwie obywatelskim.
Brak szerokiego społecznego zaufania do ugrupowań lewicy, po lepszym okresie sprzed kilkunastu lat, skutkuje dziś niestety słabym poparciem i stąd też brakiem wiary w jej możliwości wzięcia na swoje barki naprawy i zreformowania państwa. O tym, że państwo trzeba reformować wie dziś każdy przeciętny Polak. Wiąże się to także z praktykami ostatnich lat, kiedy nie zyskały społecznego poparcia eksperymenty typu Lewica i Demokraci, a doświadczone kadry wykruszyły się znacznie i nie znalazły dotychczas wystarczającej liczby kompetentnych i wiarygodnych następców.
Przegrupowanie w szeregach lewicy, które proponuje SLD jest, jak można przypuszczać, wynikiem krytycznej analizy szans wyborczych dających możliwości rządzenia w dalszej perspektywie po wyborach parlamentarnych. Wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego należy uznać za ostrzeżenie wskazujące, że bez zmian w filozofii rozbudowy bazy rządzenia na najbliższe lata, lewica może mieć kłopoty z uzyskaniem satysfakcjonujących wyników.
Inicjatywa powołania partnerskiej koalicji SLD – Lewica Razem ma charakter nowatorski ze strony SLD, od czasu, kiedy powołano tę partię na gruncie stworzonym przez porozumienie różnych ugrupowań lewicowych o tej samej nazwie. Nowe spojrzenie wynika – i jak rozumiem – tworzy warunki do powstania nowego mechanizmu poszerzającego bazę lewicowego rządzenia o całą paletę nurtów lewicowych wyrażających swoje – często inne widzenie idei sprawiedliwości społecznej, niż czyni to dotychczas SLD skojarzona z Unią Pracy. Istotną sprawą jest tutaj kwestia wiarygodności propozycji i dopełnienia wzajemnych zobowiązań. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że często wspaniałe deklaracje formułowane na szczeblach centralnych załamywały się w praktyce terenowej.
Wybory samorządowe, a szczególnie tryb ich przygotowań będzie poważnym egzaminem docierania się szerszego porozumienia lewicowego zarówno na płaszczyźnie ideowej, jak też politycznej i personalnej. Powodzenie tego porozumienia i dopełnienie deklaracji ze strony SLD może otworzyć drogę do znaczącego wyniku wyborczego w najbliższych wyborach parlamentarnych. Wszystkim wiadomo, że nie ma innej możliwości wpływania na stan państwa i los obywateli, niż poprzez posiadanie odpowiedniej większości w Sejmie.
Analiza ta musi mieć z racji mechanizmu, który funkcjonuje, kontekst personalny. Tak się bowiem składa, że współczesne definicje lewicy w ogólnym ideologicznym zamieszaniu budzą małe zainteresowanie w debacie publicznej. To osobowości przyswajalne dla mediów ogniskują zainteresowanie a w konsekwencji głosy elektoratu. Dziś w dobie demokracji medialnej jest to możliwe i praktykowane. Często widać, że i populista „kochający biednych lub pokrzywdzonych” może nawet na dłuższy czas zapisać się do grona uznanych lewicowców.
Trudno oczywiście sprowadzać debatę o sprawach państwa i przyszłości obywateli oraz same wybory do banału i pikniku. Trwa to od lat w wykonaniu wielu ugrupowań i przynosi chwilową poprawę nastrojów i pogłębia wiarę w szczęśliwą, ale nieosiągalną przyszłość. Lewica jako całość na gruncie tych doświadczeń powinna przemyśleć sprawę, jak zorganizować zaplecze do rozwiązywania autentycznych problemów, którymi żyją Polacy. Ich lista mimo upływu straconego czasu coraz bardziej się powiększa.
Zwrócenie uwagi na ten kontekst – roli osobowości i mediów ma ogromne znaczenie dziś, szczególnie przy tworzeniu porozumienia SLD – Lewica Razem.
Andrzej Ziemski