Rano, 1 maja, wywiesiłem flagę państwową. Będzie pozostawać na swoim miejscu przez najbliższe 3 dni. Święto Pracy jest mi równie bliskie, jak ustanowiony niedawno Dzień Flagi – 2 maja i Święto Konstytucji – 3 maja. Mimo likwidacji przez obóz posierpniowy Święta Pracy i próby przekreślenia jego poinad 120 letniej, wywodzącej się z Ameryki tradycji, w pamięci wielu Polaków pozostaje ono ważne, a dla postneoliberanej przyszłości być może będzie najważniejsze.
Święto Pracy obchodzone jest poważnie i licznie w wielu krajach, szczególnie Europy Zachodniej. Wpisuje się ono w kulturę polityczną zachodnich demokracji jako czynnik podkreślający zdobycze świata pracy w okresie ponad 100 letniej walki a także wyraz społeczeństwa obywatelskiego opartego o wartości demokratyczne.
Polska przeżywa niestety w dalszym ciągu społeczne i moralne rozdarcie. Idee egalitarne, choć żywe w naszym społeczeństwie, nie odzwierciedlają się w jego praktycznym życiu. Pracownicy i całe społeczeństwo, są jak widać w dalszym ciągu w szoku po neoliberalnej transformacji, nie wykształciły się praktyczne mechanizmy zaznaczania publicznie swoich interesów i wartości, które mają znaczenie. Może jedynie ekspiacje religijne nie są społecznie wadliwe i naganne, choć młode pokolenie zaczyna mieć i tutaj odmienne zdanie.
O ile demonstracje 1 majowe na ulicach Berlina czy Paryża zbierają setki tysięcy ludzi żądających sprawiedliwości społecznej, o tyle w Polsce trudno jest zebrać nawet tysiąc osób w walce o chleb i miejsca pracy. Polacy nauczeni doświadczeniem być może obawiają się opresyjności państwa, restrykcji pracodawców, negatywnej reakcji własnych środowisk. Być może obawiają się też samych siebie, dali sobie bowiem wmówić, w ramach agresywnej propagandy części środowisk posierpniowych związanych ideowo z prawicą, nieprawdziwą historię, szczególnie okresu II RP i PRL, nie odzwierciedlającą rzeczywistości retorykę debaty publicznej i definicje dalekie od prawdy.
Obawiam się, że mimo upływu czasu, Polacy dalej po 20 latach przemian, oceniają rzeczywistość po symbolach i kolorze, które wyznaczają często fałszywe autorytety. Obawiam się, że retoryka „rewolucyjnego bolszewizmu” święci tryumfy a kolor czarny zdobywa zdecydowanie większe uznanie, niż kolor czerwony.
Negatywne symbole dotyczące poprzedniego okresu tak zdominowały nasze reakcje, że ludzie na zastanawiając się podejmują często niekorzystne dla siebie i innych decyzje, formułują krzywdzące oceny, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. W dalszym ciągu retoryka IV RP ma powodzenie i cieszy się uznanym szacunkiem. Mało kto zastanawia się na rzeczywistym stanem państwa, które istnieje i rozwija się samodzielnie i suwerennie od ponad 25 lat. A stan ten ma bezpośrednie odniesienia do naszego poziomu życia, przyszłości i szans naszych dzieci.
Tegoroczne manifestacje 1 Majowe do licznych nie należą. Dała o sobie znać zapewne pogoda czy uroczystości religijne, ale także widoczny brak zaufania i niewiara w skuteczność tej formy protestu. Ludzie mający problemy woleli zostać w domu, niż publicznie wyrażać swój protest i niezgodę na trudy życia, fatalne warunki pracy, czy jej brak.
Ludzie wykazali tym samym brak zaufania do swych reprezentantów, którzy stoją na czele partii, ugrupowań czy związków zawodowych.
Tegoroczny 1 Maja pokazał słabość naszego systemu społecznego i politycznego, pozory demokracji, w które wierzymy i fasadowość naszych instytucji publicznych.
Bez wielkiego błędu można powiedzieć, że Polska nadal jest parafialna a nie obywatelska. Że Polska jest coraz bardziej zdominowana przez media a nie przez zdrowy rozsądek. Że Polska dalej wierzy w cuda a nie we własne siły.
Wydaje mi się, że tegoroczny 1 Maja powinien nauczyć pokory tych wszystkich reprezentantów lewicy, którzy wierzą, że mają wpływ na rzeczywistość, a za ich plecami stoją tysiące zwolenników.
To, co się stało, a więc mała frekwencja i widoczny brak więzi społecznych, pokazuje miałkość głoszonych treści i nieprzystawalność form organizowanej debaty publicznej do warunków zastanych i oczekiwań społecznych.
Nie tak dawno dotarło do nas, że nie jesteśmy już „zieloną wyspą” Europy. Za chwilę dotrze światowy kryzys w pełnym wymiarze, mimo urzędowego optymizmu rządzących. Co wówczas zrobimy jako lewica?
Andrzej Ziemski