Oj, namnożyło się nam w rzekomo tak bardzo katolickim kraju przeróżnych świętości ze strefy profanum. Do tej pory mówiło się zwłaszcza o świętej własności, teraz na plan pierwszy wysuwa się świętość życia. No i dobrze, niech sobie będzie ono święte, ale czy ktoś z wyznawców tego kultu zastanowił się, jakie warunki muszą być spełnione, by życie ludzkie mogło trwać po urodzeniu?
Mam co do tego poważne wątpliwości. Na podstawie ich wypowiedzi można wywnioskować, że życie jest rodzajem jakiegoś samograja, czerpiącego swą moc i siłę z samego siebie, czyli, inaczej rzecz ujmując, skoro się ktoś urodził, to reszta już załatwi się sama. Niestety, rzeczywistość bynajmniej nie jest tak prosta.
Urodzonemu dziecku trzeba zapewnić jakiś dach nad głową, odpowiednią temperaturę i pokarm oraz niezbędne szczepionki i lekarstwa. Bez tego umrze i nie będzie to bynajmniej śmierć naturalna. Wprost przeciwnie, świadomie skazując kogoś na głód, wychłodzenie, brak pomocy w chorobie, popełniam morderstwo. Gdyby było inaczej, nie czcilibyśmy św. Maksymiliana jako męczennika. Przecież jego nikt nawet nie torturował. Po prostu oprawcy nie dawali mu jeść, a zastrzyk z fenolu był prędzej wyrazem litości niż narzędziem śmierci!
Czy chcę przez to powiedzieć, iż nawoływanie do rodzenia dzieci bez względu na wszystko, jest nawoływaniem do zbrodni? Jeśli to nawoływanie nie będzie poprzedzone całym szeregiem działań z dziedziny polityki społecznej, to oczywiście tak. Dlatego nie sposób zgodzić się np. z panią Godek, że dopóki prawo nie będzie zmuszało do sprowadzania na świat każdej istoty poczętej, dopóty nikt się nie zainteresuje jej dalszym losem.
Przykład strajkujących obecnie niepełnosprawnych dorosłych i ich opiekunów wymownie świadczy, jak bardzo się ona myli. Przecież od urodzenia tych osób upłynęło co najmniej 18 lat i jakoś nikt nie znalazł czasu, by rozwiązać ich problemy i choć troszeczkę ułatwić fizyczną egzystencję. O zaspokajaniu innych, wyższych potrzeb, już nawet nie mówię, bo w tym kontekście wyglądałoby to na jakąś pięknoduchowską fanaberię.
Gdy jednak poważnie podchodzimy do życia człowieka jako człowieka właśnie, a nie tylko istoty biologicznej, nie wolno nam o nich zapominać.
Krystyna Narwicz