W ostatnim tygodniu prezydent rozmawiał z 92 wahającymi się kongresmenami, z kilkoma nawet po cztery razy. Za jej przyjęciem głosowało 219 demokratów, przeciw wszyscy republikanie - 178, a także 34 demokratów. Została już podpisana.
To że Amerykanie mają znakomite szpitale, najwięcej noblistów z dziedziny medycyny, wydają najwięcej na świecie na służbę zdrowia wcale nie znaczy, że ich system ubezpieczeń zdrowotnych jest „najlepszy w świecie”. Ale tak go wciąż widzi polityk Partii Republikańskiej, szef mniejszości w Izbie Reprezentantów John Boehner. Jego propagandowe podejście jest kompletnie sprzeczne z rzeczywistością.
Ponieważ polis ubezpieczeniowych nie miało w USA około 46 milionów obywateli. Rocznie bankrutuje 700 tysięcy rodzin, które nie są w stanie pokryć kosztów leczenia chorego członka. Co roku przedwcześnie umiera 45 tysięcy ludzi, bo nie stać ich na szpitalne leczenie czy nawet na kosztowne leki. Albo im tego odmówiono.
Prezydent Barack Obama wspomniał kiedyś, że jego matka miała jedną z najtańszych polis i musiała się użerać z firmą ubezpieczeniową. Reforma ubezpieczeń zdrowotnych trwa już ponad sto lat i wciąż końca nie było widać. Amerykański model społeczny – skrajny liberalizm – polega na daleko posuniętej odpowiedzialności jednostki za swój los. „Socjalizmem” pachną wszelkie inicjatywy społeczne. Próba stworzenia „publicznej” organizacji spowodowała oskarżenia o sprzeniewierzenie się ideałom amerykańskim. Jednak reformę rozpoczął w początkach XX wieku prezydent Theodore Roosevelt. Usiłował przekonać Amerykanów do niemieckich wzorów kanclerza Ottona von Bismarcka. Jednak w oczach konserwatystów pruski junkier to wciąż „prawdziwy komunista”.
Później, w 1965 r. za czasów prezydentury Lyndona B. Johnsona stworzono Medicare i Medicaid, ale i tak miliony obywateli nie były objęte opieką zdrowotną. W latach dziewięćdziesiątych Bill Clinton próbował zreformować system ubezpieczeń zdrowotnych, zaangażowała się w to jego małżonka, Hilary. Ale republikanie zablokowali te działania.
Przestroga dla Baracka Obamy
Sprawa stała się niezwykle ważną. Od lat mówi się o konieczności rozwiązania tego problemu. Jej brak spowodowałby sytuację, że liczba ludzi bez ubezpieczenia, która wynosi obecnie ponad 46 milionów, wzrosła by w 2020 r. do 64 milionów!
Reforma była jednym z priorytetów Baracka Obamy w walce o Biały Dom w 2008 r. Są też odrębne i ograniczone projekty Partii Republikańskiej. Z nimi występował kandydat republikanów John McCain. Od początku 2009 r. trwały prace nad projektami w obu izbach Kongresu USA.
Zostały uchwalone odrębne projekty obu Izb Kongresu, Senat USA przyjął swą wersję w wigilię Bożego Narodzenia, co było wydarzeniem bez precedensu w dziejach Kongresu.
Obie – różniły się między sobą – liczyły ponad 4 (słownie: cztery) tysiące stron. Izba Reprezentantów przewidywała „opcję publiczną” i szereg bardziej prospołecznych rozwiązań. Za nią opowiadała się lewica demokratów i Amerykańska Federacja Pracy – Kongres Organizacji Przemysłowych. Związkowcy są żywotnie zainteresowani reformą. Stąd wspierali bardzo prezydenta, w ostatnim czasie wykonali 4 miliony telefonów, wysłali milion maili do kongresmenów.
W przeddzień wygłoszenia przez prezydenta Baracka Obamy „Orędzia o stanie państwa” demokraci przegrali wybory uzupełniające do Senatu w stanie Massachusetts. Utracili tym samym „super większość”, czyli 60 mandatów. Pogłębiło to niewydolność Kongresu USA. Powstał impas.
Prasa opublikowała serię artykułów w takich dziennikach jak „Washington Post” i „New York Times” analizujących kryzys w amerykańskim systemie władzy. Były nawet dość katastroficzne wypowiedzi mówiące, że USA jest tak jak XVIII – wieczna Polska, którą zgubiło „liberum veto”. Niechętne głosy skwapliwie odnotowywała polska prasa!
„Napisana po mistrzowsku”
Sytuacja stała się na tyle poważna, że prezydent Obama zaangażował się osobiście w sprawy ubezpieczeń zdrowotnych. Zrezygnował z zagranicznej podróży, przeszedł do ofensywy. Udało mu się zmobilizować zwolenników. Przeforsował reformę.
Ustawa zakłada, że każdy obywatel USA (lub jego pracodawca) będzie musiał wykupić ubezpieczenie (groźba kary dla obywateli lub pracodawcy). Dzięki temu, a także rozszerzeniu państwowego ubezpieczenia najbiedniejszych (dochody poniżej 30 tysięcy dolarów na rodzinę) oraz dopłatom do ubezpieczeń dla niższej klasy średniej, reforma ma doprowadzić do ubezpieczenia 94 procent z nie mających ubezpieczenia ok. 33 milionów Amerykanów.
Ustawa zakazuje ubezpieczycielom odmawiania polis osobom już chorym. Rodzice będą też mogli na swej polisie utrzymać dzieci do 26 roku życia. Te zapisy zostały entuzjastycznie odnotowane przez lewicę amerykańską, zaś Jonathan Chait pisał na łamach „New Republic”, że „historycy ocenią tę ustawę jako prawo po mistrzowsku napisane”.
Republikanie zapowiadają ofensywę przeciw.
Lech Kańtoch, dziennikarz, publicysta