Rewolucja konstytucyjna
Andrzej Ziemski
Zamiarem i celem rewolucji konstytucyjnej jest stworzenie w ramach mechanizmu społecznego i politycznego możliwości wyegzekwowanie przez społeczeństwo zapisów Konstytucji RP z 1997 roku, która obowiązuje aktualnie, a została przyjęta w referendum i podpisana przez prezydenta przy poparciu wszystkich głównych sił politycznych w Polsce. Społeczeństwo jako suweren ma do tego prawo, a w sytuacji nadzwyczajnej obowiązek, aby Konstytucji strzec i walczyć o jej wykonywanie w życiu kraju i narodu. Nie jest celem rewolucji konstytucyjnej pogrzebanie czy zmiana starej Konstytucji, jak niektórzy twierdzą nieaktualnej i sprzecznej z interesem narodowym. Jeżeli jest rzeczywiście taka potrzeba i do takiego wniosku dojdą w przeważającej większości siły polityczne w Polsce, to po to, aby przyjąć i uchwalić nową Konstytucję należy rozliczyć się przed narodem z wykonania dotychczasowej i jej nieprzystawalności do nowych założeń i wyzwań, jakie stoją przed Polską. Tymczasem mamy do czynienia z sytuacją, że wszystkie, szczególnie ostatnio zgłoszone projekty i propozycje zmian zmierzają do przykrycia zaniechań i świadomych działań antykonstytucyjnych w okresach wcześniejszych i aktualnie. Działania takie stanowią złamanie prawa i przede wszystkim winny być ścigane w określonym trybie.
Więcej…
Bitwa Warszawska 1920
Z dr. hab. Januszem Mierzwą, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Przemysław Prekiel
Panie profesorze, czy wojna z bolszewikami w latach 1919-1920 była nieunikniona?
W moim przekonaniu tak. Mamy tu zderzenie dwóch porządków. Z jednej strony jest racja odradzającego się niepodległego państwa polskiego, które stara się zabezpieczyć swoje interesy, a z drugiej strony koncepcja rewolucji światowej i wprowadzenia nowego ładu. Z jej realizacją wiązała się też próba przyjścia z pomocą rewolucji w Niemczech. Polska była tu przeszkodą stąd konflikt był absolutnie nieunikniony.
W Niemczech rewolucja wrzała. Tamtejsi komuniści byli realną siłą. W Polsce to była raczej garstka?
Polscy komuniści funkcjonowali po obu stronach frontu. Z jednej strony piastowali w strukturach partii bolszewickiej i Rosji bolszewickiej różne, niekiedy odpowiedzialne stanowiska. Z drugiej, po polskiej stronie frontu stanowili stosunkowo słabe, działające nielegalnie środowisko (nota bene, patrzące realniej na potrzeby polskiego społeczeństwa, bo domagające się np. rozdania polskim chłopom ziemi). Społeczeństwo polskie odniosło się jednak do hasła rewolucji socjalnej negatywnie. Miarą mogą być w tym względzie wybory do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1919 r. Komuniści je zbojkotowali, a mimo to frekwencja, w skrajnie niekorzystnych warunkach atmosferycznych, sięgała 70-80%.
Więcej…
Na trzydziestolecie „odzyskania niepodległości”
Radosław Emigrant
Do napisania poniższego tekstu (pod nieco barokowym tytułem) zainspirował mnie felieton Bohdana Piętki pt. „Co zawdzięczamy PRL?” (Myśl Polska, nr 13-14 24-31.03.2019), opublikowany także na portalu „Przeglądu Socjalistycznego”. Autor odwołuje się w nim i przychyla do poglądów dr Piątkowskiego, ekonomisty Banku Światowego. Poglądy te można podsumować następująco: Polska Ludowa, likwidując na wpół feudalne, całkowicie anachroniczne relacje społeczno-gospodarcze panujące do 1939 roku stworzyła fundamenty, na których po 1989 roku zaczęto budować demokratyczne państwo z wolnorynkową gospodarką. Doprawdy, trzeba odwagi, żeby we współczesnej Polsce, gdzie PRL stała się wzorcem wszelkiego zła, wygłosić tak obrazoburcze opinie. Pewnie dlatego dr Piątkowski opublikował je w książce wydanej poza Polską... Swój artykuł kończy pan Piętka tymi słowy: „Wniosek z postawionych przez niego [tj. dr Piątkowskiego ] też jest taki, że im dalej Polak przebywa od Polski tym bardziej jest normalny i myśli logicznie”.
Więcej…
Spór o imponderabilia
Janina Łagoda
Polskie społeczeństwo znalazło się w cyklonie mocy moderujących relacje międzyludzkie wedle nieodgadnionych obrachunkowych wyznaczników, co musi niepokoić, a i przerażać. Głosy o potrzebie narodowego pojednania giną w tumulcie waśni. Wydawałoby się, że blisko trzy dekady od początku wolnościowej transformacji, to wystarczający czas, aby wzmocnić fundamenty jedności. Jest inaczej. Kraj dryfuje na topliwej krze, tworząc sprzyjające warunki do pogrążenia się w kipieli despotyzmu, zatracając demokratyczne zdobycze. Antagonizowanie rodaków stało się znakiem firmowym dobrej zmiany. Dzieje się to po części za obywatelskim przyzwoleniem, co napawa smutkiem. Dotychczasowy skutek taki, że polityczne spory zstąpiły pod strzechy, gmatwając pogodę nawet przy rodzinnych biesiadnych stołach. Konsekwencje swarliwości mają wystarczająco dobitne opisy w annałach historii Rzeczpospolitych, zwłaszcza tej szlacheckiej, ale późniejszych również.
Więcej…
Solidarność po raz drugi
Rafał Zieleniewski
Mija kolejna rocznica podpisania porozumień sierpniowych. Tym razem mniej okrągła: 39. Ale nie ten zbieg okoliczności zmusza nas do refleksji. Każdy z nas, byłych członków Solidarności, pragnie dokonać podsumowania ówczesnej aktywności społecznej. W jakiej kondycji była Polska i Polacy, gdy przyłączaliśmy się do NSZZ „Solidarność”? W jakiej jest teraz? Czy ukróciliśmy władzę partii i kłamstwo w telewizji, czy działają związki zawodowe a na mieszkanie czeka się krócej? Co zostawiamy naszym dzieciom? Jak nasz oceni historia?
31 sierpnia 1980 roku Każdy z nas w innym momencie zrozumiał wagę wydarzeń. Jedni z nadzieją wysłuchiwali informacji o czasowych przestojach w pracy, inni lekceważyli te informacje. Jedni wiązali nadzieję z przyspawaniem pociągu do szyn inni zajęci byli codziennymi sprawami. Jednak w chyba każdym zakładzie pracy komentowaliśmy wystąpienie I sekretarza partii, Edwarda Gierka, używającego nie wymawianego wcześniej słowa „strajk”. To był dzień, w którym protesty przeciwko przeniesieniu kolejnej grupy wędlin do sklepów komercyjnych przerodziły się w strajki o inną Polskę.
Więcej…
Mobilizacja nowych wyborców jest nową okolicznością
Z dr. hab. Rafałem Chwedorukiem, profesorem UW, rozmawia Przemysław Prekiel
Członkowie SLD w wewnątrz partyjnym referendum zdecydowali, że chcą startować w szerokiej koalicji wyborczej. Co to oznacza dla przyszłości tej partii?
Na dłuższą metę nie oznaczało to jak widać właściwie nic. W ostatecznej instancji to nie SLD decydowało o końcu Koalicji Europejskiej. Dynamika wydarzeń politycznych w Polsce będzie w najbliższych latach bardzo wysoka. Najbardziej prawdopodobne dziś zwycięstwo PiS spowoduje wstrząsy tektoniczne we wszystkich partiach opozycyjnych. Sama decyzja członków SLD nie była zaskakująca, choćby dlatego, że na poziomie samorządów SLD od lat w wielu miejscach w Polsce spotyka się z PO, czasami jest to konkurencja, ale często współpraca. Wielu działaczy choćby ze względu na to obawiało się ryzykownego, samodzielnego startu. A na lewicy nie ma dziś, poza SLD, innej lewicowej formacji, która byłaby w stanie wystawić własne listy, żadna inna partia nie posiada trwałej, ogólnokrajowej struktury, zdolnej do rywalizacji wyborczej w elekcji Sejmu i Senatu. Mariaż z PO, choć z pewnością kłopotliwy w wielu aspektach , dawałby niemal pewność, że SLD byłby w stanie stworzyć klub parlamentarny w przyszłym Sejmie.
Więcej…
Nie wszyscy chcą lewicowej koalicji
Z dr. Bartoszem Rydlińskim, politologiem i działaczem społecznym rozmawia Przemysław Prekiel
Zwycięstwo PiS w wyborach do PE było sensacją czy raczej spodziewanym sukcesem?
Nie było niczym nadzwyczajnym, ponieważ śledząc ostatnie sondaże, które co prawda często się mylą, to jednak ich zdecydowana większość pokazywała, że PiS ma wyraźną przewagę. Oferta PiS dla wyborców okazała się po prostu bardziej konkretna , sprostała ich oczekiwaniom. Wzniosłe hasła anty-PiS oraz o wspaniałej Europie nie wystarczyło, żeby przebić „piątkę Kaczyńskiego”, która z kolei przełamała neoliberalną hegemonię w Polsce. Zwycięstwo PiS mnie absolutnie nie zaskoczyło, zaskoczył raczej dobry wynik Koalicji Europejskiej.
To były dla PiS najtrudniejsze wybory? W wyborach europejskich partia Jarosława Kaczyńskiego nigdy nie wygrała.
Zdecydowana większość komentatorów stwierdzała, że te wybory są dla PiS najtrudniejsze, bowiem do tej pory przy niskiej frekwencji bardziej zmotywowane do głosowania były większe miasta. PiS udowodnił, że te wybory można wygrać przy nadspodziewanie wysokiej frekwencji.
Więcej…
Sukcesja po PRL-u
Janina Łagoda
III RP nie wyłoniła się jak Feniks z popiołów, ale jest następstwem powojennego historycznego ciągu zdarzeń w graniczno-politycznym porządku ukształtowanym jałtańskimi decyzjami, jakie zapadły w krymskim pałacu, którego pierwotnym właścicielem był – nomen omen – nasz rodak, Leon Potocki (1799-1864), zaś Wieszcz Adam stamtąd właśnie zauroczył się widokiem Ajudahu. Późniejszy właściciel, car Aleksander II Romanow gruntownie przebudował tę rezydencję. Ale i on nie mógł przypuszczać, że zapadną w niej polityczne rozstrzygnięcia ważkie dla świata i Polski. Otrzymaliśmy państwo skrojone w zgodnym rytmie przez Wielką Trójkę, i to bez prawa apelacji, o czym tak chętnie zapominają krytycy Polski Rzeczpospolitej Ludowej (PRL). Stało się to wówczas przy pełnej aprobacie jałtańskich partnerów. Ich współsprawstwo, co do naszych powojennych losów nie budzi wątpliwości, z tym że w oficjalnych ekspiacjach rządzących o wszelakie zło tamtych uzgodnień jest obwiniany tylko jeden z Mocarzy graniczący z nami. Do dwóch pozostałych władze usiłują się przymilać, ale nie sposób się zachwycać saldem tych umizgów. Wybija rusofobia, która też zysków nie przynosi. W tym politycznym gorsecie przyszło nam żyć blisko 45. lat, tj. do chwili kiedy zaczął nadmiernie uwierać Wielkich w realizowaniu ich egoistycznej polityki globalnej, a w krajach będących od powojnia pod nadzorem Związku Radzieckiego eksplodowały odśrodkowe siły wolnościowe.
Więcej…
|
|