Maria Szyszkowska
Wbrew zapowiedziom dziennikarzy oraz wypowiedziom dopuszczonym przez „nieistniejącą” cenzurę – społeczeństwo nie zespoliło się po katastrofie samolotowej. Powinna była ona skłonić do refleksji nad hierarchią wartości w zestawieniu z kruchością ludzkiego życia. Ale niemal od razu wzmogły się walki polityczne i brakuje nadal życzliwości w kontaktach międzyludzkich. Podobnym mitem przemiany społeczeństwa były stwierdzenia dziennikarzy po śmierci polskiego papieża. Mieliśmy zespolić się, czego wyrazem miało być utworzenie mitycznego pokolenia JP II.
Należy sobie zdać sprawę z tego, że dziennikarze – przedstawiciele kiedyś szanowanego zawodu – zamiast pełnić misję w społeczeństwie, stali się ślepymi wykonawcami oczekiwań polityków. Nie chodzi wszak o to, by nie znać faktów historycznych, ale czymś innym jest nawiązywanie do przeszłości w celu odwracania uwagi społeczeństwa od poważnych problemów dzisiejszego bytowania.
Wytwarzając potrzebę sensacji, czyli igrzysk, i ją zaspokajając, nie daje się – mówiąc w przenośni – wystarczającej liczby bochenków chleba. Telefony komórkowe, seriale o miałkich treściach, reklamy, Internet z nadmiarem informacji i jednoczesne ukrywanie wielu istotnych faktów, stwarza atmosferę obezwładniającą. Nie ma wątpliwości, że coraz trudniej jest skłonić do czynu osoby, które stały się wygodne pod wpływem wynalazków technicznych i ponadto obezwładnione przez te wynalazki.
Coraz mniej mamy przejawów wspólnotowości i coraz więcej oznak atomizacji. Na kwietniowej konferencji na Uniwersytecie w Białymstoku – rozległ się głos jednego z profesorów wołający, by rządząca większość nareszcie przestała „ewangelizować” te rozmaite mniejszości, które chcą myśleć i istnieć inaczej niż ogół społeczeństwa. Nie powinno zmierzać się bowiem do ujednolicenia światopoglądowego i obyczajowego społeczeństwa, lecz do szacunku dla indywidualności człowieka, co nie jest sprzeczne ze wspólnotowością.
Upadek gospodarki neoliberalnej, który zaznaczył się obecnie, nie spowodował konsolidacji społeczeństwa przeciwko doświadczanym przejawom wyzysku. A przecież ten upadek jest powstrzymywany przez interwencjonizm państwowy, a więc kosztem nas wszystkich. Zachodzi nacjonalizacja strat – a zyski pozostają nadal w prywatnych rękach.
Większości społeczeństwa wygodnie jest poddawać się kłamliwym poglądom głoszonym przez wielu dziennikarzy i nie podejmować żadnych czynów. Nikt nie pyta dlaczego przyjęliśmy traktat z Lizbony. Dlaczego ulegając mitom wrogów zbroimy się, by zabijać ludzi wbrew głoszonej miłości bliźniego. Nikt też nie pyta, dlaczego ulegamy fikcji czyhających na nas wrogów po to, by brać udział w wojnach zgodnych z interesami amerykańskimi.
Należy powątpiewać w istnienie praw, które zmuszałyby do wszczynania wojen. Świat życia społecznego, podobnie jak świat kultury, jest stwarzany przez człowieka. Od nas, od poziomu rozwoju uczuć, od wrażliwości i od wyostrzenia krytycznego sposobu myślenia zależy nasza wspólna rzeczywistość.
Obudźmy się! Skanalizujmy nasze niezadowolenie, bo poważnie zagrożone jest szczęście każdego z nas. Porównawczo dodam, że są również kraje, w których znaczna część społeczeństwa żyje w tzw. kulturze nędzy. Ale owa kultura nędzy bywa nasycana poczuciem wolności i radością płynącą z „nagiego” faktu istnienia. U nas panuje bieda i cierpiętnictwo wzmacniane nakazem pokory płynącej z religijnej argumentacji.
Maria Szyszkowska, prof. zw. dr hab. filozof prawa, etyk, Uniwersytet Warszawski