Plac przed bazyliką św. Jana na Lateranie, gdzie miał odbyć się pokojowy wiec na zakończenie demonstracji, stał się miejscem gwałtownych zamieszek. Chuligani zaatakowali policję i jej pojazdy z trzech stron. Podpalone zostały samochody policji i karabinierów; pałkami i kamieniami zniszczono kilka innych wozów. Funkcjonariusze uciekali z płonących pojazdów. Ranny został fotoreporter, zaatakowano ekipę włoskiej telewizji.
Gwałtowność ataku agresywnych uczestników zajść wręcz uniemożliwiła policji interwencję w kilku punktach Rzymu.
Na trasie pochodu między Piazza della Repubblica a Lateranem do szeregów pokojowo nastawionych demonstrantów przeniknęli chuligani i skrajni anarchiści, którzy na via Cavour oraz innych ulicach w centrum Wiecznego Miasta siali zniszczenie. Podpalali samochody, atakowali kijami i prętami witryny banków oraz sklepów. Rzucali butelkami i ładunkami wybuchowymi domowej roboty w kierunku policji. Podpalili biura ministerstwa obrony, gdzie na dwóch piętrach wybuchł pożar.
Obrażenia odnieśli zarówno policjanci i karabinierzy, jak i demonstranci oraz chuligani. Uliczna bitwa trwała w Wiecznym Mieście przez pięć godzin.
Nawiązując do nazwy nieformalnego ruchu "oburzeni", który na całym świecie zorganizował dzisiaj manifestacje, burmistrz Rzymu Gianni Alemanno oświadczył, że oburzeni są przede wszystkim mieszkańcy stolicy tym, co się wydarzyło. Władze miasta przyznają, że sprawdziły się najgorsze scenariusze, jakich się obawiały.
Oburzenie aktami chuligaństwa i przemocy wyraził rezydujący na Lateranie papieski wikariusz dla diecezji rzymskiej kardynał Agostino Vallini.
Premier Włoch Silvio Berlusconi potępił gwałtowne starcia. W wydanym wieczorem oświadczeniu premier Berlusconi podkreślił: "Niewiarygodny poziom przemocy, osiągnięty przez znaczną grupę wichrzycieli stanowi bardzo niepokojący sygnał zagrożenia pokojowej koegzystencji".
Szef włoskiego rządu dodał, że zajścia "muszą zostać potępione bez wahania przez wszystkich".
"Sprawców zajść trzeba zidentyfikować i ukarać. Nasze gorące podziękowanie kierujemy do sił porządkowych, które całkowicie zaangażowały się w obronę i zagwarantowanie bezpieczeństwa oraz wolności obywateli. Tylko ich opanowanie i ostrożność pozwoliły uniknąć poważniejszych konsekwencji” - napisał premier.
Przed anglikańską katedrą św. Pawła w Londynie zebrał się kilkusetosobowy tłum, by zaprotestować przeciwko bankierom i praktykom międzynarodowych korporacji. Do uczestników protestu "oburzonych" przemówił założyciel portalu WikiLeaks Julian Assange.
- Ludzie wysyłani są do Guantanamo w imię rządów prawa, a pieniądze prane na Kajmanach i w Londynie po to, by rządom prawa stało się zadość - powiedział ironicznie, nawiązując do zarzutów wobec uczestników protestu, że łamią prawo. - Temu ruchowi (protestu przeciwko kapitalistycznym ekscesom - red.) nie idzie o zniszczenie prawa, lecz o konstrukcję (nowego) prawa - dodał.
Policja nakazała Assange'owi zdjęcie maski, w której przyszedł na wiec.
Dokładną liczbę uczestników protestu trudno oszacować ze względu na szczelny policyjny kordon uniemożliwiający osobom na placu opuszczenie go, a ludziom poza nim wejście na plac. Plac przykatedralny wybrano na miejsce protestu, ponieważ w pobliżu znajduje się siedziba giełdy AIM, na której notowane są głównie małe i średnie spółki, także zagraniczne, a także dlatego, że blisko stamtąd do City, gdzie jest główna siedziba giełdy i wielu banków.
Organizatorzy mieli w planach zajęcie City - niektórzy przyszli ze śpiworami i namiotami - ale policyjny kordon uniemożliwia im dotarcie tam.
Wokół siedziby londyńskiej giełdy ustawiono znaki ostrzegające przed organizowaniem protestów. Nad domami krąży policyjny helikopter. Policja zapowiedziała, że jej reakcja będzie elastyczna w zależności od rozwoju wydarzeń.
Demonstrację wspiera i współorganizuje grupa UK Uncut, która w ubiegłą niedzielę urządziła blokadę mostu westminsterskiego w proteście przeciwko rządowym planom reformy służby zdrowia. Wcześniej UK Uncut protestowała przeciwko praktykom wielkich korporacji mającym na celu unikanie zobowiązań podatkowych.
W przekonaniu uczestników protestów zachodzi bezpośredni związek między cięciami wydatków rządowych i świadczeń socjalnych a kosztami ratowania banków, ponieważ ich dokapitalizowanie powiększyło zadłużenie państwa.
Inna grupa stojąca za niedzielnymi protestami OccupyLSX (Okupuj Giełdę - London Stock Exchange) stwierdziła w oświadczeniu cytowanym przez sobotnie media, że mimo oszczędności narzuconych ogółowi społeczeństwa zyski finansistów rosną, nierówności społeczne powiększają się, bezrobocie wzrasta, system podatkowy jest niesprawiedliwy (najbogatsi mają sposoby, by zminimalizować swoje zobowiązania - red.), a polityczna elita ignoruje własnych obywateli.
Komentatorzy zauważają, że protesty przyciągają młodzież z klasy średniej, zmuszoną do ponoszenia wyższych kosztów studiów i napotykającą na trudności na rynku pracy mimo zdobycia wyższego wykształcenia.
Przez Madryt również przeszły protesty "oburzonych"; w całej Hiszpanii zaplanowano demonstracje w ponad 60 miastach. Największe protesty oczekiwane są wieczorem w stolicy kraju, gdzie ich uczestnicy mają zakleić sobie usta nalepkami z wizerunkiem euro.
W miasteczku Soria, w północnej Hiszpanii, ponad 350 osób przedstawiło "Drogę Krzyżową" na znak protestu przeciwko nadużyciom instytucji finansowych.
W Barcelonie kilkudziesięciu protestujących okupuje szpitale i niektóre wydziały uniwersytetu, aby zaprotestować przeciwko rządowym cięciom budżetowym na usługi zdrowotne i edukację publiczną. "Od oburzenia do działania. Nasze życie albo ich korzyści" - głoszą transparenty wywieszone przez protestujących.