Przyczyn tej sytuacji jest wiele, najważniejsze są jednak wewnętrzne uwarunkowania. Partie i ugrupowania lewicy są dziś, mimo wielu nadziei, w defensywie. Dotyczy to trzech najważniejszych obszarów spraw: nie zdołały dotychczas w sposób zbliżony do realnego opisać sytuacji społeczno-ekonomicznej Polski po 20 latach neoliberalnej transformacji i wyciągnąć z tego właściwych wniosków, nie zdołały stworzyć nośnego programu odpowiadającego na społeczne zapotrzebowanie, a także dalej dzielą się organizacyjnie, zamiast poszukiwać drogi do porozumienia i współpracy, szczególnie, że w niedalekiej perspektywie zbliżają się wybory samorządowe i prezydenckie, a chwilę po nich parlamentarne.
Uwarunkowania zewnętrzne to przede wszystkim szybka zmiana reguł gry na scenie medialnej. Mamy dziś do czynienia z symptomami budowania „demokracji medialnej” opartej o grę pomiędzy mediami i opinią publiczną, a lewica tkwi dalej w mentalności informacyjnej budowanej ćwierć wieku temu. Nie mając realnego programu celów, nie zbudowała swojej własnej, oryginalnej narracji, nie ma więc czego mówić do potencjalnego elektoratu. To jest główna przyczyna nieobecności.
Odnoszę wrażenie, że dwa co najmniej wydarzenia roku 2009 możemy uznać za istotne dla lewicy: czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego oraz grudniową Konwencję SLD.
Wybory pokazały rzeczywistą kondycję lewicy parlamentarnej (poziom kilkunastu procent) i brak wpływu na rzeczywistość ze strony lewicy pozaparlamentarnej. Osiągnięty wynik nikogo nie zadawala, być może stanie się on w dłuższym okresie czasu powodem do rzetelnych ocen i uczciwej rozmowy: co dalej? Społeczeństwo bowiem, jak można sądzić po sondażach, nie akceptuje aktualnego układu politycznego, gdzie wybór odbywa się w układzie jednobiegunowym. Społeczeństwo czeka na szybkie wyłonienie się drugiego, lewicowego bieguna, który będzie skutecznie, w nadal neoliberalnej rzeczywistości, bronił interesów pracowniczych.
Konwencja SLD odbywająca się pod przywództwem Grzegorza Napieralskiego zmusiła wielkich dotychczas graczy politycznych, wywodzących się z tej partii, do powrotu pod jej skrzydła. To swoiste „pójście do Canossy”. Dotychczas dzielili oni lewicę, co zrobią teraz?
Jest jeszcze inny ideowy wymiar tego wydarzenia – SLD potwierdziła swoje przywiązanie do wartości lewicowych, krytycznie odniosła się do neoliberalizmu i do udziału Polski w wojnie w Afganistanie. To tworzy nową sytuację zarówno w relacjach z elektoratem, jak i z innymi ugrupowaniami z lewej strony sceny politycznej. Jej skutki będą widoczne po pewnym czasie.
Za granicą warto odnotować przynajmniej dwa wydarzenia: lewica europejska nie była w stanie zmienić neoliberalnego kształtu Traktatu Lizbońskiego i zmalały jej wpływy w Parlamencie Europejskim, a lewicy południowo-amerykańskiej prawdopodobnie udało się zablokować tryumfalny marsz neoliberalizmu rodem z USA na tym kontynencie.
Warunki i perspektywy działań polskiej lewicy w roku 2010 zostały zaprogramowane w roku 2009. Składają się na to wymienione wcześniej elementy oraz inne, których upatrywałbym w przekształceniach świadomości Polaków pod wpływem skutków wypływających z kontynuacji dotychczasowej linii politycznej rządzącej koalicji i działań opozycji konserwatywnej.
A są to działania antypracownicze i antydemokratyczne. Liczą się w zasadzie wyniki badań opinii publicznej a nie rzeczywiste zmaganie się rządzących ze skomplikowanymi problemami kraju i społeczeństwa. Ważne jest to, co przekłada się na pozytywny zapis na kartce wyborczej zdezorientowanego obywatela, a nie to, co zostało zrobione na jego rzecz.
Lewica musi znaleźć metodę na uświadomienie ludziom tego mechanizmu i umieć pokazać własna determinację w realizowaniu zmian. A kraj trzeba zmieniać, po 20 latach transformacji nie wytrzymują próby czasu mechanizmy wówczas zamontowane.
Lewica ma poważne szanse przejść do ofensywy, co mogłoby jej dać wpływ na rządzenie, jeśli spełni kilka warunków. Przede wszystkim wraz ze związkami zawodowymi musi doprowadzić do porozumienia, aby w sprawach zasadniczych dla ludzi pracy mówić jednym głosem.
Kolejne kampanie wyborcze mogą być okazją do porozumienia w sprawach wspólnych założeń programowych kampanii, wspólnych komitetów wyborczych i wspólnych kandydatów reprezentujących interesy pracujących.
Szczególnie ważne są tutaj wybory samorządowe, nie mają one żadnych innych kontekstów poza lokalnymi, nie powinny nieść w sobie sporów, poza dobrze rozumianym interesem środowisk. Tworzą zatem dobrą płaszczyznę do szerokich porozumień.
W sprawach wyborów prezydenckich mamy dziś daleko posuniętą konfrontację środowisk lewicowych, co wydaje się być naturalne, na miarę ambicji ugrupowań i ich przywódców. Czas powinien nieść za sobą umiar i chęć porozumienia i wyłonienia jednego kandydata lewicy. W najsilniejszej pozycji jest dziś kandydat SLD, ale trudno powiedzieć, czy w miarę rozwoju sytuacji on może liczyć na największe poparcie w wyborach.
Lewica powinna mądrze i dalekowzrocznie podejść do wyborów prezydenckich.
Jako socjalista chciałbym wierzyć, że uda się w roku 2010 szerzej upowszechnić dorobek i tradycję Polskiej Partii Socjalistycznej, która powinna ponownie zacząć pełnić funkcję sumienia polskiej lewicy.
Andrzej Ziemski
31 grudnia 2009 roku