Demonstracja PPS na Placu Grzybowskim z 13 listopada 1904 była pierwszym od upadku powstania styczniowego zbrojnym wystąpieniem przeciw władzy Rosji na ziemiach polskich. Gdy w 1897 roku car Mikołaj II z rodziną wizytował Warszawę w mieście stawiano mu bramy triumfalne, a w tutejszej prasie mieliśmy orgię zaprzaństwa i lizusostwa. Mało kto wtedy przypuszczał, że po 7 latach dojdą do głosu zwolennicy walki zbrojnej z Rosją.
Tymczasem po wybuchu wojny japońsko-rosyjskiej (1904) państwo carów znalazło się w trudnej sytuacji. Zwolennikiem wykorzystania jej przez PPS do podjęcia walki zbrojnej był Józef Piłsudski.
W październiku 1904 r. władze carskie ogłosiły w Królestwie mobilizację rezerwistów. Wcielonych do armii rosyjskiej i wysłanych na Daleki Wschód zostało kilkadziesiąt tysięcy Polaków. 28 października warszawski komitet PPS zorganizował na Lesznie przy ul. Karmelickiej pierwszą antymoblizacyjną manifestację, krwawo rozpędzoną przez kozaków i policję. W wyniku ich interwencji około 80 osób zostało rannych.
Kolejnym protestem wobec mobilizacji był bunt ponad tysiąca rezerwistów, do którego doszło 10 listopada 1904 r. na Dworcu Petersburskim w Warszawie. Również i on został brutalnie stłumiony. W niedzielę 13 listopada 1904 roku – dokładnie 110 lat temu – PPS zorganizowała kilkutysięczną demonstrację na Placu Grzybowskim.
– Na podwórkach przy placu Grzybowskim i w okolicy rozlokowano kozaków i policję. Usiłowano powstrzymać napływających na plac ludzi, lecz bezskutecznie. W południe na placu i sąsiednich ulicach były już tłumy – opisywał po latach wydarzenia w Warszawie historyk Andrzej Garlicki. – Wezwania policji do rozejścia się nie dawały żadnych rezultatów. Gdy o 13 ludzie zaczęli wychodzić z kościoła, do stojącej przy wyjściu grupy około 60 bojowców podeszła siostra Stefana Okrzei i wyjęła spod bluzki czerwony sztandar z napisem „PPS. Precz z wojną i caratem. Niech żyje wolny, polski lud!”. Okrzeja wzniósł sztandar i zaintonowano Warszawiankę. Pochód ruszył w stronę ul. Bagno. W tym momencie z pobliskiej bramy wybiegło kilkudziesięciu policjantów. Płazując szablami tłum przedzierali się do sztandaru. Gdy jeden z policjantów sięgał już po sztandar, bojowcy zaczęli strzelać. Strzały były chaotyczne i niezbyt celne, ale wystarczyło to, by policjanci rzucili się do ucieczki. Po chwili szarża konna rozpędziła tłum. Przy sztandarze zostało około 20 bojowców, którzy ostrzeliwując się przedarli się do rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Tam sztandar zwinięto i grupa się rozproszyła. Na placu Grzybowskim trwała nadal strzelanina, ale wojsko i policja szybko odzyskały przewagę. Aresztowano 413 osób. Bardzo wielu demonstrantów schroniło się do kościoła. Opuścili go dopiero po wielu godzinach uzyskawszy od oberpolicmajstra Karla Nolkena słowo honoru, że nic im nie grozi. Mimo to aresztowano jeszcze około 250 osób.
W sumie 13 listopada 1904 r. na ulicach Warszawy zginęło 6 demonstrantów, a 27 zostało rannych. Po stronie rosyjskiej również byli zabici i ranni, jednak oficjalnie straty poniesione tego dnia przez wojsko i policję nie zostały ujawnione.
Przemysław Prekiel