Wojnę 1939 r. chętnie opowiadamy przez pokazanie kilku bohaterskich, ale przegranych bitew. Zaczyna się zwykle od obrony Westerplatte. Przez 7 dni ok. 200 żołnierzy stawiało czoła atakom niemieckim.
Było to wydarzenie militarnie zupełnie nieistotne (nawiasem mówiąc w 1945 r. Niemcy bronili się tam prawie przez miesiąc). Co działo się wtedy na froncie? W dużym skrócie. Już w pierwszych dniach września zostały przełamane polskie linie obronne. Rozbite zostały i musiały się wycofać: Armia Modlin, Armia Pomorze. Rozbita została Armia Prusy. W czwartym dniu Niemcy opanowały obszar Pomorza. Armia Łódź po przełamaniu jej obrony wycofała się za Wartę. Armia Kraków 2 września rozpoczęła odwrót ze Śląska. 5 września wojska niemieckie przełamały obronę Armii Łódź i Kraków i wyszły na tyły Armii Poznań. 6 września marszałek Edward Rydz-Śmigły przeniósł sztab z Warszawy do Brześcia i wydał rozkaz generalnego wycofania się za linię Wisły i Sanu. Równocześnie utracił zdolność kierowania walką. W tym samym czasie Prezydent Mościcki wraz z rządem opuścił Warszawę. Gdy upadał garnizon na Westerplatte armia niemiecka zbliżała się do Warszawy.
Nie można na wojnę 1939 r. potrzeć przez pryzmat Westerplatte i Poczty Gdańskiej, tak jak na Powstanie Warszawskie nie można patrzeć tylko przez rocznicę jego wybuchu. To uboga refleksja. Nie powinno się klęski zaliczać do polskiej chwały, a zwycięstwa przemilczać. Warto okazywać dumę wojskową związaną ze zwycięstwami, i nie tylko pod Monte Cassino, ale także np. w bardzo ważnej bitwie o Wał Pomorski, która przyłączyła te ziemie do Polski, czy szturmie Berlina. Na dłuższą metę fałszowanie historii zawsze jest szkodliwe, jest podstawą błędnej polityki.
Wiesław Żółtkowski - Facebook