Talibowie od lat konsekwentnie tworzyli państwo równoległe, dysponujące siłą militarną i wykonujące funkcje administracyjne, podatkowe, sądowe i społeczne. Stali się koniecznym elementem jakiegokolwiek rozwiązania politycznego w Afganistanie i w takim charakterze zostali uznani przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Nie mają statusu ugrupowania terrorystycznego, choć niektórzy ich przywódcy są na listach terrorystów.
Organizacja powstała jako produkt walki Afgańczyków z inwazją radziecką. W tamtym okresie była sojusznikiem USA w wojnie zastępczej prowadzonej wspólnie z mudżahedinami z rozlicznych krajów muzułmańskich, werbowanymi, szkolonymi i finansowanymi przez służby amerykańskie i bliskowschodnich sojuszników Waszyngtonu. Po zrealizowaniu zadania bojownicy zostali pozostawieni samym sobie, co dla Talibów otworzyło drogę do władzy w Kabulu, a dla islamskiej międzynarodówki – od tego momentu już terrorystycznej - okazję do zorganizowania się w postaci Al-Kaidy i całego wachlarza pochodnych ugrupowań islamskich ekstremistów, które wyszły z Afganistanu i kolejnych przystanków w bardzo szeroki świat.
Wydarzenia 11/9 były nie tylko globalnym szokiem, ale również okazją dla środowisk neokonserwatywnych do globalnej chaotycznej wojny z terrorem o podłożu islamskim. Głęboko przeorała ona światowe realia, a w przypadku USA przyczyniła się do osłabienia państwa i odwrócenia uwagi od wyzwania dla amerykańskiej hegemonii rzuconego przez Chiny. Zachód był skłonny wkładać wszystkie ugrupowania islamskich fundamentalistów do jednego worka, co przez wiele lat wykluczało również dialog z Talibami, jako realną afgańską siłą militarną i polityczną.
Realizowana w ramach NATO operacja USA w Afganistanie była usprawiedliwiona w pierwszym okresie potrzebą usunięcia z stamtąd rozsadnika terroryzmu, co dość szybko osiągnięto, doprowadzając przy tym do rozproszenia ekstremizmu. Wówczas akcenty przesunięto na pomoc w stabilizacji, modernizacji i demokratyzacji państwa, liberalizacji struktur społecznych, stworzeniu silnej armii i sprawnej administracji, zdolnej do zneutralizowania talibańskiej opozycji. Program ten, w zasadzie pomijający sferę gospodarczą, zawiódł, co część elit waszyngtońskich zrozumiała już dość dawno. Zaczęto też liczyć bilans operacji.
Nieco ponad głowami rządu w Kabulu administracja Trumpa podjęła w Katarze rozmowy z „nieuznawanym przez USA Islamskim Emiratem Afganistanu znanym jako Taliban”, zakończone 28 lutego 2020 roku podpisaniem porozumienia przewidującego wycofanie ponad rok później sił USA (i NATO) z Afganistanu oraz dopuszczenie Talibów do władzy w wyniku oddzielnych ustaleń z rządem w Kabulu. Ten spadek po poprzednikach w pełni zaakceptowała administracja Bidena. W praktyce oznaczało to zgodę na powrót Talibów do władzy z elementami pewnej szerszej reprezentatywności. Jednocześnie Talibowie mieli gwarantować niezakłóconą ewakuację obcych wojsk i zobowiązali się, że terytorium Afganistanu nie stanie się bazą dla ugrupowań terrorystycznych.
Porozumienie i perspektywa pozbawienia parasola amerykańskiego zadziałały obezwładniająco na rząd w Kabulu, który niezależnie od buńczucznych deklaracji zdawał obie sprawę, że o ile rywalizacji z Talibami nie wygrał wspólnie z Amerykanami, to tym bardziej nie jest w stanie uczynić tego samodzielnie. Skali paraliżu nie docenili chyba również Talibowie, którzy w kilka dni od rozpoczęcia ofensywy praktycznie bez walki opanowali Kabul.
Jak dotąd Talibowie realizują porozumienie z Doha. Nie zamykają sprawy przynajmniej formalnego podzielenia się władzą, czemu poświęcone są obecne rozmowy w Katarze z emigracyjnymi politykami afgańskimi. Nie przesądzają formy państwowości. Ogłosili amnestię i wolę rezygnacji z odwetu na przeciwnikach, a także odejście od skrajnego radykalizmu, również w odniesieniu do kobiet, które zamierzają wprowadzić do rządu. Zabiegają o uznanie międzynarodowe, podkreślając, że przeszli głęboką ewolucję w porównaniu z okresem sprzed 20 lat. Zajmując Kabul dali gwarancje bezpieczeństwa zainteresowanym pozostaniem placówkom dyplomatycznym, z czego niektóre skorzystały. Sugerują, że realia stosowania szariatu w ich kraju nie muszą odbiegać od praktyki saudyjskiej czy irańskiej.
Decyzja USA opuszczenia Afganistanu jest wyrazem realizmu, ale również osłabienia globalnej hegemonii USA. Stanowi ważny punkt zwrotny i sygnał zmiany utrwalonych przez dekady priorytetów. Niemniej sposób przygotowania ewakuacji w dynamicznie zmieniającej się sytuacji stanowi klęskę wizerunkową o dalekosiężnych konsekwencjach. Znaczy ją obraz ludzi czepiających się odlatującego samolotu, choć chyba więcej znaczy widok bojowników składających z szacunkiem w Pałacu Prezydenckim dotychczasową flagę Islamskiej Republiki Afganistanu, przed zastąpieniem jej własną - białą. A można było tej katastrofy uniknąć, a nawet nie likwidować całkowicie obecności dyplomatycznej USA w Kabulu. Nastąpiła też histeria medialna, choć okno ewakuacyjne ma być otwarte jeszcze przez prawie dwa tygodnie. Otwarte jest pytanie, czy powstały chaos stanowi konsekwencję wcześniej popełnionych rozlicznych błędów, czy też zapowiedź, że ze zdominowanym przez Talibów rządem w Kabulu Waszyngton nie zamierza w bliskiej perspektywie podtrzymywać kontaktów i współpracować. Sądzę, że byłoby to kolejnym błędem.
Dla Afganistanu wyprowadzenie obcych wojsk i stworzenie nowego rządu może zapowiadać koniec wojny domowej i powstanie warunków do odbudowy. Wewnątrz kraju wymaga to jednak pojednania, a w relacjach zewnętrznych międzynarodowego uznania, pomocy i inwestycji. Od tego będzie również zależało uniknięcie katastrofy humanitarnej i masowej migracji, ale także ewolucja programowa Talibów, w kierunku liberalizacji lub radykalizacji. Z punktu widzenia interesów Zachodu racjonalne wydaje się być zachowanie otwartości wobec nowego reżimu i podejście bez uprzedzeń do jego formalnego uznania. Byłaby to również forma rekompensaty za błędy minionych dekad i zapobieżenie zdominowaniu Afganistanu przez Chiny oraz wpływy Rosji.
Aktywność Talibów w ostatnich latach – bezpośrednia lub poprzez ich biuro w Katarze - obejmowała również Chiny, o których czołowi przedstawiciele ruchu wypowiadają się jako o przyjacielu. Wydaje się, że Pekin otrzymał gwarancje neutralności talibskiej w sprawach ujgurskich i poszanowania interesów chińskich na wspólnej granicy (Sinciang). Afganistan zajmuje kapitalne miejsce w chińskich planach korytarzy transportowych, do Iranu, Pakistanu i portów Oceanu Indyjskiego. To również obszar potencjalnych wielkich inwestycji. Warto odnotować choćby, że kraj ten posiada największe na świecie nieeksploatowane złoża miedzi, żelaza, gazu, kobaltu, złota, węgla oraz – może przede wszystkim - litu. W tym przypadku to nie pieniądze są problemem, lecz trwała stabilizacja.
Sytuacja w Afganistanie będzie oddziaływać na pozostałych sąsiadów, zarówno w Azji Centralnej jak w przypadku bliskiego Talibom Pakistanu, a także Iranu, stosunki z którym będą trudnym testem współistnienia dwóch systemów islamskiej teokracji.
*W Arabii, innych publikacjach i komentarzach wielokrotnie podnosiłem sprawę zmiany podejścia Zachodu, o Polsce nie wspominając, do relacji z państwami obszaru islamu. Lekcja afgańska powinny być podstawą do głębokich w tym zakresie przemyśleń.
Krzysztof Płomiński - Facebook 21.08.2021