W Polsce występują silne podziały polityczne, choć dotyczą bardziej sfery emocji, niż działań realnych. Zamiast porównywać różnice programowe i działania, partie oskarżają się wzajemnie o to, kto jest zwolennikiem Putina. Jest to absurdalne, bo prawie wszystkie partie są skrajnie antyrosyjskie. To, że czasem mają poglądy zbliżone do rosyjskich wynika nie z wpływów Putina, tylko z tego, że sami wyznają podobne wartości.
Też są konserwatywne, bywają skonfliktowane z wartościami firmowanymi przez Unię Europejską, z rozwiązaniami prawnymi akceptowanymi przez inne kraje unijne, uznają rolę Kościoła katolickiego, jak prawosławia w Rosji, walczą ze zmianami obyczajowymi, itp.
Nie dajmy się wciągnąć w tę idiotyczną przepychankę. Ważniejsza jest dyskusja o sprawach realnych, a w tym obszarze nie ma tak dużych różnic między partiami. Dotyczy to polityki gospodarczej, różnic społecznych, imigracji, rozumienia tzw. racji stanu, podejścia do modelu kapitalizmu (a są różne modele), do często nieracjonalnej militaryzacji kraju, itp.
Uczciwie trzeba stwierdzić, że aktywna część społeczeństwa uczestniczy w tej partyjnej walce na oskarżenia i emocje. A większość nie reaguje na to, żyje swoimi sprawami. Partie to zauważają i uznają, że oskarżanie innych o związki z Putinem jest skuteczniejsze, od prezentacji np. polityki imigracyjnej, energetycznej czy budowlanej. Na tym drugim trzeba się znać, a wzajemne oskarżanie się nie wymaga żadnej wiedzy. Trudno to zmienić, ale trzeba próbować.
Wiesław Żółtkowski - Facebook 18.05.2024