Dyskusja o tym, czy w domniemanych bazach CIA na terenie Polski torturowano osoby podejrzane o terroryzm, budzi ogromne kontrowersje. I nie powinna to być sprawa drugorzędna.
Dziś o tajnym więzieniu w Starych Kejkutach wiemy już wystarczająco dużo. Wiemy, że przetrzymywano tu trzech cennych więźniów CIA: Abu Zubajda, Chalida Szejka Mohammeda i Abd al-Rahima al-Nasziriego. To zwłaszcza Szejk Mohammed okazał się cenna zdobyczą, bowiem to on przyznał się publicznie do organizowania zamachu na WTC 11 września 2001 roku. Według „New York Timesa” jego przesłuchania odbywały się w Polsce. Sam więzień zeznał, że po przylocie z Afganistanu „widział śnieg, a w miejscu pobytu dostał raz butelkę wody z nieoderwaną etykietą, na której widniał adres internetowy z końcówką „.pl”.(za tygodnikiem „Polityka”). To jego prawnik złożył w polskiej prokuraturze doniesienie o torturach.
Zarówno ówczesny rząd, jak i prezydent, stanowczo zaprzeczają tym „rewelacjom”. Zresztą nie tylko oni. Kolejne rządy również stanowczo zaprzeczają, aby na terenie RP istniały tajne więzienia CIA. Czyżby polityczna zmowa milczenia trwała w nieskończoność? Niekoniecznie, bowiem okazuje się, że były sekretarz stanu ds. międzynarodowych w kancelarii premiera Leszka Millera. Tadeusz Iwiński przyznał, że w Kiejkutach był ośrodek dla więźniów CIA. Według niego ludzi tych przetrzymywano w Polsce w ramach współpracy naszych z służb z CIA. „Sprawa dotyczy lądowania na lotnisku wojskowym w Szymanach odrzutowców wynajmowanych przez CIA” – powiedział. Była to pierwsza i jak dotąd jedyna potwierdzona informacja, która kładzie cień na polską rację stanu. Jak zatem mają się wymijające zapewniania co do meritum? Kłamstwo jednak ma krótkie nogi. Kwestia postawienia polityków rządzących wówczas w Polsce przed Trybunałem Stanu jest więc sprawą otwartą. Nie mogą oni już dziś spać spokojnie.
Znalazł się jednak polski polityk, który od początku kontestował głosy dewaluujące te wiadomości jako „rewelacje”. Były już dziś poseł do PE Józef Pinior okazał się jedynym sprawiedliwym, który zaangażował się w wyjaśnienie tej sytuacji w ramach prac PE. I mimo, że za jego dociekliwą pracę próbowano mu odebrać polskie obywatelstwo (co postulowała LPR), do końca udowadniał, że polskie władze doskonale wiedziały o całej sprawie, próbując tuszować przed opinią publiczną wstydliwą prawdę.
„Polska w tej sprawie była bardziej ‘bushowska’ niż administracja waszyngtońska. Rząd w Warszawie nie uznał za stosowne spotkać się na odpowiednim szczeblu dyplomatycznym z delegacją Komisji. Takie spotkania były regułą w innych krajach, np. w Wielkiej Brytanii w dniu 5 października 2006 r. z Komisją spotkał się były minister ds. obrony, a wtedy minister ds. europejskich w rządzie Tony`ego Blaira, Geoff Hoon. W Polsce do spotkania został oddelegowany podsekretarz stanu w kancelarii premiera RP Marek Pasionek, który poinformował w czasie przesłuchania, że nie jest członkiem rządu.” - uważa Józef Pinior.
Niedawno lider opozycji Jarosław Kaczyński, stwierdził, że Polska jest kondominium niemiecko-rosyjskim. Jak więc nazwać fakt, że na terenie naszego państwa powstają bazy obcego mocarstwa, który na dodatek dopuszcza się tortur? Przypomnijmy, że gabinet Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego równie stanowczo zaprzeczał istnieniu tajnych więzień jak ich SLD-owscy poprzednicy.
Wątpliwości, co do obecności tajnych więzień nie ma Amnesty International, która w swoim najnowszym raporcie obwinia europejskie państwa o łamanie tym samym praw człowieka - „Nie można pozwolić na to, by Polska i Europa stały się obok Stanów Zjednoczonych kolejną strefą bezkarności. Zbiorowa amnezja czy zamiatanie sprawy pod dywan za pomocą powierzchownych śledztw, oznaczałyby współwinę za poważne pogwałcenia międzynarodowego prawa w ramach tzw. wojny z terroryzmem”, stwierdziła Draginja Nadażdin, dyrektorka Amnesty International Polska.
Dalej w raporcie czytamy: „W październiku br. Prokuratura w Warszawie przyznała status pokrzywdzonego Adb al-Rahimowi al-Nashiriemu, który twierdzi, że w latach 2002-2003 był przetrzymywany w tajnym więzieniu w Polsce. Najprawdopodobniej był w tym czasie torturowany – stosowano wobec niego wzmocnione techniki przesłuchań, w tym podtapianie (tzw. waterboarding). Grożono mu przystawiając do głowy nienaładowany pistolet oraz wiertarkę bez wiertła, podczas gdy stał nagi z zakrytą głową”. I wszystkie te fakty były ukrywane w imię jakiejś dziwnie pojętej polskiej racji stanu, która postanowiła sięgnąć po metody niezgodne z międzynarodowym prawem.
Jeszcze większe rewelacje przynosi odnaleziona przez reportera „Panoramy” książka lotów z lotniska w Szymanach. Rewelacje tym większe, że książka ta wraz z komputerami z wieży kontrolnej zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Gołym okiem widać, że całą sprawę próbowano zatuszować, gdyż niewygodne fakty mogą pociągnąć za sobą ogromne konsekwencje. Konkluzja jest następująca - „Polacy ściśle współpracowali z Amerykanami w kwestii tajnych więzień CIA w naszym kraju”.
W książce lotów jak na dłoni widać całą operację przewożenia więźniów do Polski. Jest też opisany pierwszy samolot, który rozpoczął całą operację - gulfstream o numerze N 63NU, który do Polski na lotnisko w Szymanach przyleciał 5 grudnia o 14.56, i na którego pokładzie mieli znajdować się dwaj wtedy pojmani terroryści - Abd al-Nashiri i Abu Zubajda.
Co ciekawe, wbrew przepisom przy lotach nie wpisywano ważnych informacji, jak miejsca przylotu i odlotu oraz liczby osób wysiadających. Nie chce się wierzyć, żeby było to tylko przeoczenie lecz celowe działanie, gdyż jak pamiętamy, Polska nie chciała przekazać dokumentu komisji Parlamentu Europejskiego badającej sprawę tajnych więzień CIA. Członków komisji zapewniano, że książka zniknęła. Teraz wiemy dlaczego…
Jeszcze ważniejszym dowodem może być twardy dysk. Oficjalnie informowano, że dwa komputery z lotniska w Szymanach spaliły się po uderzeniu pioruna. Jednak reporter „Panoramy” zdobył jeden z dysków. Cóż za przedziwny zbieg okoliczności ten piorun! Ciekawe tylko czy trafił od razu czy może odbił się rykoszetem? Tego „oficjalnie” nie wiemy. Na dysku mogą znajdować się cenne materiały między innymi może tam być zapis z monitoringu oraz nagrania rozmów wieży z załogami. Kwestią czasu więc jest odczytanie tych wyczyszczonych teraz dysków. Miejmy tylko nadzieję, że tym razem społeczeństwo dowie się całej prawdy a nie „oficjalnych” zapewnień tj. kłamstw.
Jeśli bowiem okaże się, że polskie władze wiedziały o całej sprawie, kwestią otwartą pozostaje postawienie ich przed Trybunałem Stanu. Nie zapominajmy, że przez całe lata amerykański prezydent George W. Bush także zapewniał publicznie, że żadnych tortur nie było i żadnych konsekwencji nie poniósł. A dziś po latach z nieukrywaną satysfakcją przyznaje, że tortury miały miejsce i co więcej wcale nie żałuje, że aprobował całą tę operację i podjąłby tę decyzje raz jeszcze. W Wielkiej Brytanii, która od początku była największym sojusznikiem Busha powstała nawet komisja w sprawie wojny w Iraku, przed którą stanął min. ówczesny premier Tony Blair. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby taka komisja powstała w Polsce, gdzie wszystkie parlamentarne siły od początku zaprzeczały nagim faktom.
Straty, jakie poniosła w tej sytuacji polska dyplomacja nie są już nie do odrobienia. Ucierpi na tym międzynarodowy prestiż naszego państwa. Ważne, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość i nie powierzać losów państwa w ręce nieodpowiedzialnych polityków. Tylko czy to marzenie nie nad wyraz? Przypomnę tylko, że zakaz stosowania tortur w Polsce wprowadzono już w 1776 roku i jest to jeden z podstawowych kanonów praw człowieka.
Czekamy więc na osądzenie winnych bez niezrozumiałej dla mnie w tej sytuacji źle pojętej racji stanu, która z pewnością będzie teraz epatowana przez odpowiedzialnych za tę hańbę tj. Millera, Kwaśniewskiego i innych wiernych wyznawców Georga Busha, który w swojej ostatniej biografii „Decision Points” (Momenty Decyzji) przyznaje, że wyraził swoja aprobatę na stosowanie tortur w wojnie z terroryzmem.
Przemysław Prekiel
Raport Amnesty International