Obama potwierdził to w wypowiedzi dla warszawskiego salonu24 mówiąc o sprawie tzw. resetu z Rosją: - To zredukowało napięcie w regionie - powiedział. Ostatniego wieczoru, kiedy rozmawiałem z innymi przywódcami ze Środkowej i Wschodniej Europy, mówili, że czują się bardziej bezpieczni, ponieważ, czują, że Rosja jest mniej agresywna i bardziej zorientowana na Zachód niż była dwa czy trzy lata temu. Rosja bardzo współpracowała z nami w ostatnim czasie. Mamy redukcję zbrojeń w obu krajach. Nie ma dowodów na to, by zmniejszyło się bezpieczeństwo. A jest zdecydowanie mniejsze napięcie. I to jest dobre dla wszystkich”.
Tak więc pierwszym widocznym wyznacznikiem nowej polityki amerykańskiej nie jest konfrontacja, a układanie się z Rosją. Obydwa mocarstwa siebie potrzebują. Są od siebie coraz bardziej uzależnione. Obydwa mają poważne kłopoty wewnętrzne. Powrót do konfrontacji jest coraz mniej prawdopodobny, tym hardziej, że USA za wszelką cenę nie dopuszczą, aby Rosja wpadła w objęcia Chin. Można to było wyraźnie odczuć w Warszawie.
Trzeba wierzyć, że właściwe wnioski wyciągną z tego przesłania polskie elity polityczne.
Trzeba zgodzić się z tymi komentarzami, które wskazują, że warszawski szczyt, którego gościem specjalnym był Barack Obama, można nazwać nieformalnym przeglądem sojuszników USA w Europie Centralnej i Wschodniej. Dodatkowego smaku nadaje mu obecność ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza – to kolejny sygnał dla Moskwy, mówiący o prozachodnim zainteresowaniu Ukrainy. Może być też i tak, że to Ukraina stanowi forpocztę prozachodniego zainteresowania Rosji, z perspektywą członkostwa tego kraju w Unii Europejskiej i bliskiego sojuszu z NATO.
Spotkanie to pokazuje także zdecydowanie w układaniu się i woli współpracy USA z państwami – członkami Unii Europejskiej w relacjach dwustronnych. Amerykanie nie wyobrażają sobie Unii jako jednego z głównych graczy światowych, a na pewno w perspektywie nie oddadzą bez wojny prymatu dolara na rzecz euro, jako światowej waluty zapasowej. Stąd wyraźne akcenty amerykańskie na zaznaczenie swoich wpływów w Europie pomimo dystansu, który pojawiał się w ostatnich latach na tle m.in. militarnej polityki rządu Busha.
Te relacje amerykańsko-europejskie są drugim wyznacznikiem nowej polityki amerykańskiej, tym bardziej, że potwierdzają one dotychczasowe koncepcje budowy sojuszu euro-atlantyckiego w ramach starej koncepcji tzw. Zachodu. Sprowadza się ona najprościej do tego, aby interesów amerykańskich i europejskich broniła amerykańska potęga militarna w zamian za lojalność, współpracę, udostępnienie rynków i terytoriów gwarantujących realizację globalnych interesów USA.
Trzecim wyznacznikiem nowej polityki USA, wskazanym pośrednio w Warszawie, jest inne niż dotychczas podejście do utrzymania swych interesów w rejonie szczególnie Bliskiego Wschodu i Afryki. Zakończyła się era płatnych, lojalnych despotów i dyktatorów, którzy gwarantowali USA i ich sojusznikom dostęp do taniej ropy i innych złóż kopalnych. Dziś, jak wykazują ostatnie niepokoje na Bliskim Wschodzie, po części zapewne inspirowane, nastąpiło przebudzenie społeczeństw inspirowanych efektami rewolucji informacyjnej, która narzuca nowe reguły demokracji i dostępu ludzi do decydowania o swoim losie.
USA okazały się tutaj nad wyraz elastyczne, bez zobowiązań żegnają starych sojuszników, sprzyjają, nie tracąc wpływów, ustanowieniu nowego, po części bardziej demokratycznego porządku. Odnosi się wrażenie, że nowa ekipa Obamy wyciągnęła praktyczne wnioski z niepowodzenia katastroficznej doktryny Samuela Huntingtona o nieuniknionym zderzeniu cywilizacji, która przyświecała ekipie Busha i będzie próbować rozwiązywać niektóre światowe problemy metodami również politycznymi.
Rosyjskie media potraktowały wizytę Obamy w Warszawie jako wizytę u sojusznika, który czuje się lekceważony. Po części tak jest, bowiem bilans relacji politycznych, ekonomicznych i wojskowych jest w odczuciu wielu Polaków, ale także realnie, na niekorzyść Polski. Sztandarowymi przykładami są wizy dla Polaków do USA, faktyczny bilans naszej misji wojskowej w Iraku a także legendarny już offset po zakupie samolotów F-16. Doświadczenia te wskazują, że bardzo trudno jest cokolwiek uzyskać od naszego wielkiego sojusznika poza dobrym słowem oraz zapewnieniem lojalności i wsparcia, co często wygląda na poklepywanie po ramieniu.
Trzeba wierzyć, że po tej wizycie zmienią się dotychczasowe relacje i nabiorą konkretnego wymiaru korzystnego dla obydwu stron. Tym bardziej, że akcenty wypowiedzi Obamy wskazują Polskę na faktycznego przywódcę w regionie i prawą rękę USA w kreowaniu w świecie demokracji i wolności. Trzeba mieć nadzieję, że nie będziemy tego robić przy pomocy siły militarnej, ale dobrym przykładem i skuteczną argumentacją.
Istotną częścią wizyty prezydenta Obamy była sprawa ustanowienia nowych relacji gospodarczych, szczególnie współpracy z Polską w rozpoczęciu wydobycia gazu łupkowego. Gaz łupkowy, jak wiadomo, zrewolucjonizował energetykę amerykańską. Amerykańskie doświadczenia w dziedzinie technologii wydobycia mają ogromne znaczenie dla Polski. Jest jedynie kwestia ceny, jaką trzeba będzie zapłacić. Czy znana z doświadczeń innych krajów pazerność prywatnych koncernów amerykańskich uczyni wydobycie gazu łupkowego korzystnym dla Polski.
Sumując istotne jest to, że nie ma dziś w ramach naszych relacji kontynentalnych i globalnych, alternatywnego wobec USA gwaranta bezpieczeństwa Polski. Polska powinna być zainteresowana i pielęgnować swój sojusz euro-atlantycki w oparciu o USA i Unię Europejską. Ze swej pozycji możemy być jednym z najważniejszych stabilizatorów w regionie.
Istotną i niewiadomą kwestią pozostaje postępowanie i skutki kryzysu światowego. Dotyka on wszystkich mniej więcej równo, choć problemy naszego amerykańskiego gościa są nad wyraz poważne. Zapewne i z tego powodu ta wizyta i nowa strategia skierowana na otwarcie i współpracę.
Andrzej Ziemski