Od momentu największego sukcesu – zwycięstwa w wyborach parlamentarnych w 2001 roku – lewica walczy sama ze sobą. I choć z jej ówczesnego stanu posiadania zostały jedynie marne resztki, politycy lewicy wykazują nadzwyczajną aktywność i inwencję w wykańczaniu się nawzajem. Co nimi powoduje?
Zaczęło się od pamiętnej wojny o przywództwo na lewicy między „Dużym Pałacem” (ośrodek prezydencki z Aleksandrem Kwaśniewskim) a „Małym Pałacem” (ośrodek premierowski z Leszkiem Millerem). W tej walce nie było elementów programowych. Prezydent nie krytykował cięć socjalnych dokonywanych przez rząd Millera, zakupu myśliwców F-16, pomysłu wprowadzenia podatku liniowego. Obaj panowie mieli jednakowy stosunek do Unii Europejskiej i NATO. Obaj zabiegali o jak najlepsze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Obaj byli miłymi partnerami do rozmów z Kościołem katolickim, nie drażnili go liberalnymi inicjatywami światopoglądowymi. Obu imponowały bliskie, także nieformalne, związki z przedstawicielami wielkiego biznesu.